Trainingniania kontra ogłupieni rodzice - recenzja książki Anny Golus

 Brak opisu.

 

"Dla Laury, która nigdy nie zapomniała, jak to jest być dzieckiem. Ania".

Od lat śledzę i podziwiam wszystkie publikacje Anny Golus, dlatego tak bardzo cieszy mnie ta osobista dedykacja od Autorki. Tak, nie zapomniałam, i to wielka ulga, że już dzieckiem nie jestem. Dziś, jako 42-letnia kobieta jestem w dużo lepszej sytuacji. Zarabiam pieniądze za moją pracę, nie muszę odrabiać żadnych zadań z pracy w domu. Nikomu nie wolno mnie klepać po pośladkach, wolno mi myśleć na własny rachunek, sama decyduje z kim mieszkam i nie jestem skazana na stałe towarzystwo zboczonego psychopaty. W dodatku nikt taki nie sprawuje nade mną bezkresnej WŁADZY.

Władza rodzicielska - twór słów, a takie twory- jak słusznie zauważa Anna Golus - zawsze tworzą a zarazem odzwierciedlają rzeczywistość. Jeśli jest władza - to jest tez władca i jest poddany.
Wszechobecny dyskurs adultystyczny niepostrzeżenie gruntuje przypisane od wieków role: dziecko to nie jest osoba do rozmowy, której wolno wyrażać emocje, uczucia, którą trzeba wysłuchać, zrozumieć jej punkt widzenia.

Dlatego właśnie Anna Golus swoja prace doktorska - która stała się podstawa dla omawianej książki - napisała z perspektywy dziecka.

W mojej własnej książce ("Jedenaste nie dotykaj") pierwszą połowę każdego rozdziału napisałam w podobny sposób. Użyłam metody retrospekcji, jak gdybym pod wpływem hipnozy znów patrzyła oczami malej dziewczynki, którą byłam. Po publikacji, oprócz licznych pochwał, przeczytałam, ze byłam "chora", i ze "rodzice powinni iść ze mną do lekarza", oraz: "Rozumiem, ze dorosły może poczuć podniecenie w takiej sytuacji, ALE DZIECKO?!"

Dziecku według wielu dorosłych nie wolno być sobą. Nie wolno czuć podniecenia, gdy jest dotykane przemocą. Powinno cierpieć w milczeniu, rowniez wtedy gdy dorosnie, i wstydzić się naturalnych, seksualnych reakcji swojego ciała na niechciany dotyk. Zaś rodzic ma prawo sprawować nad nim władzę.

Dogłębna analiza Anny Golus ukazuje sedno programów takich jak Superniania - wychowanie jest tu ukazywane jako WALKA O WŁADZĘ. Walka, którą dorosły powinien oczywiste wygrać, dziecko zaś ma zostać pokonane.

Dziecko - to osoba, do której mówi się (cytuje słowa matki po metamorfozie w tytułowym programie): "Kacper, MASZ teraz iść do sklepu i kupić chleb i bułki". A odnowiony Kacper idzie bez mrugnięcia okiem - pokazując jak cudownie wpłynęła na niego wizyta Superniani, kamerzystów i wielu innych osób, które nam - widzom - nie zostały pokazane.

Program Superniania jest klasyczny dla gatunku otumaniaczy, które maja tak sugestywna moc. Dziecko zgodnie z nurtem z poprzednich wieków nie ma głosu i zawsze musi byc GRZECZNE. A rodzice - choć raczej tego nie dostrzegają - również są posłuszni Superniani, oni również są tresowani i pozbawieni głosu.

W stosunku do minionych wieków w programie pojawia się wielka różnica - dzieci nie wolno bić. Rodzice jednak nie przepraszają ich za wcześniejszą przemoc. Jakby nic się nie stało. Tymczasem żal nie znika, nawet - lub może zwłaszcza - ten dobrze stłumiony, i wraca ukryty w zachowaniach określanych przez dorosłych jako "niegrzeczne". I znów to dzieci są obarczane winą.

Kiedy roślina źle rośnie, zmieniamy jej warunki, a nie samą roślinę. Czasem problemem jest niedobór słońca, lub jego przesyt. Nadmiar lub niedosyt wody, jałowa gleba, towarzystwo toksycznych, lub dominujących roślin, mszyce, za mala doniczka.

Zawsze szukamy źródła problemu, nie zwalamy winy na roślinę. W przypadku dzieci, gdy rodzice nie mogą poradzić sobie z wychowaniem, wina najczęściej leży właśnie w rodzicach. Jednak nie są oni sadzani przymusem na karnym jeżyku by przemyśleli swoje zachowanie. Z maniakalnym uporem są tam odnoszone płaczące dzieci.

Anna Golus ukazuje bezsens metody "karnego jeżyka" i jej szkodliwość, bo wzburzone (nieraz celowo) dziecko właśnie wtedy potrzebuje przytulenia i pocieszenia.
Superniania z cala mocą swojego medialnego autorytetu zaleca "przeczekanie", a wyrażanie żalu, złości, smutku - określa mianem "histerii".

Autorka omawianej książki słusznie rozbija ten fałszywy medialny obraz, jakby zdzierała zasłony oddzielające Thrumana od realnego świata.
To wszystko ułuda - mówi - jedyne, co tu jest prawdziwe to uczucia dzieci wkręconych w show.

Autorka wymienia inne szkody wynikające z metod zalecanych przez Supernianię: nauka kłamstwa - gdy dziecko przeprasza z przymusu, zaburzenie więzi, oraz te długoterminowe jak depresja (Anna Golus rozmawiała z dorosłymi już uczestnikami tytułowego programu).

To co mnie uderzyło w tym programie najbardziej to naga, niemal 6-letnia dziewczynka, której MIEJSCA INTYMNE,  zostały zamazane wręcz minimalnie i inne dzieci, pokazywane całkiem nago.

Wiktoria miała 5 lat i 10 miesięcy gdy cała Polska mogla oglądać ją nago, doprowadzoną specjalnie do roztrzęsienia, by odcinek był ciekawy dla widzów.

Szokuje fakt, iż według Doroty Zawadzkiej Wiktoria była już na tyle dojrzała by chodzić do szkoły (dzieci urodzone pod koniec grudnia maja we wrześniu 5 lat i 8 miesiecy) i równocześnie można ją pokazywać nago w telewizji.

Ja w takiej sytuacji, w tym wieku czułabym się wykorzystana seksualnie. Tym, że obcy ludzie włażą mi do łazienki i patrzą na mnie. Ze mnie nagrywają(!) i uwidoczniają mój wizerunek(!).

Zakaz bicia dzieci skierowany przez Supernianie do rodziców, z pewnością był innowacja w kraju, w którym dotąd było to uważane za oczywiste. Niestety Superniania nie wyjaśnia w programie, z czego on właściwie wynika. Nie tłumaczy bijącym do tej pory rodzicom, jakie są następstwa tresury biciem. I niestety zamienia ja na tresurę poprzez odrzucenie. Najbardziej przykre były dla mnie momenty gdy maluszek płakał, wychodził z łóżka, błagał o życzliwą obecność rodzica. A rodzic zamieniał się w robota, jakby użądliła go stalowa osa z "Czasu robotów" Andrzeja Maleszki. Nie rozumiem - po co?

Ostatnio obejrzałam kilka starych odcinków Superniani, by móc odnieść się to tematu obiektywnie. Zobaczyłam rodziców dających "klapsa" dzieciom. I w tym momencie szczególnie uzmysłowiłam sobie, dlaczego niektórzy nie rozumieją mojej własnej książki.

Po tych rodzicach w Superniani bylo widać, ze klepiąc w pupę dziecko nie mieli żadnych intencji erotycznych.
Bo większość nie ma.

Oni byli sfrustrowani, bezsilni i bezradni. A jednak mimo to, DLA MNIE karny jeżyk nie jest czymś tak samo złym jak klaps. Są tacy, dla których klaps jest nieporownanie gorszy, (jak i tacy dla których gorszy jest karny jeżyk).

Jednak popieranie każdej z tych "metod" jest jak chwalenie się: "ja nieraz pływam w morzu przy czerwonej fladze i wcale nic mi się nie stało".
Stało się: jesteś siewcą złego przykładu.

Gdybym ja była na miejscu tamtych filmowanych dzieci, pomimo braku erotycznych intencji rodziców, takie klepnięcie w pośladki, odebrałabym jako napastowanie seksualne.

Dlaczego? Dlatego bo już wcześniej ktoś dotykał mnie w ten sposób z seksualna, dominującą intencją. Bo oglądałam takie poniżające seksualnie sceny w bajkach i to również nie pozostało bez echa. Bo moja dziecięca seksualność została naznaczona.

A gdyby to się nigdy nie stało?

Nie wiem. Byłam bardzo wrażliwym dzieckiem (przy takich awanturach to nie jest dziwne). Pod względem seksualnym tez byłam wysoko wrażliwa (układ nerwowy ma wielki wpływ na naszą seksualność).
Może nawet bez molestowania moja seksualność już dawałaby o sobie znać? Przecież człowiek od początku jest istota seksualna, lekarze podczas badania usg widzieli nawet płody masturbujące się w łonie matki. A masturbacja przedszkolaków jest całkiem naturalnym zjawiskiem.

W swoich wcześniejszej publikacji "Już bez bicia. Spór o klapsa" Anna Golus słusznie zauważa, że:  Nie trzeba patrzeć na ilustracje w podręczniku do anatomii człowieka, by wiedzieć, w jak bliskiej odległości od pośladków znajdują się u obu płci genitalia. Gdy pośladki są bite, napływa do nich krew, wywołując zaczerwienienie. Krew napływa również w tak bliskie miejsca intymne, co ma miejsce także podczas podniecenia seksualnego. A kiedy podczas lania pupa jest wypięta, co często się zdarza, zwłaszcza podczas karania dziecka „przez kolano”, klapsy czy razy spadają nie tylko na pośladki, ale też na genitalia! I choć dla większości z nas ból niewiele ma wspólnego z rozkoszą seksualną, to faktem jest, że tego rodzaju „stymulacja” jest pierwszym doświadczeniem erotycznym dziecka!"

W "Dzieciństwie w cieniu rózgi" Anna Golus pisze:
"Bardzo istotną sprawą, o której rzadko się wspomina i o której najwyraźniej zapominają dorośli bagatelizujący klapsy, jest fakt, że pośladki to miejsce intymne. (...) Chyba w żadnej innej dziedzinie dziecko nie otrzymuje bardziej sprzecznych komunikatów. Uczy się, że dotykanie pewnych miejsc jest złe i niedozwolone, a bicie ich - dobre i dozwolone."
Autorka opisuje też historię Beth Fenimore, która czuła niechciane podniecenie kiedy jej ojciec - pobożny pastor - kazał się jej rozbierać do naga i uderzał ją rózgą w pośladki.

Nie znam odpowiedzi na moje drugie pytanie, jednak z cala pewnością zgadzam się z Anna Golus: dziecko jest człowiekiem i powinno być traktowane tak jak człowiek.

Po publikacji mojej własnej książki przeczytałam o sobie, ze bylam "zboczonym dzieckiem", skoro "klaps" pobudzał mnie seksualnie.

Tymczasem nikt nie pyta kobiety, którą dyrektor klepnął w pośladki, gdy pochyliła się nad biurkiem by wziąć długopis, lub gdy się spóźniła - czy poczuła podniecenie!

Odczuwanie podniecenia nie jest warunkiem, by ten dotyk został zakwalifikowany jako przemoc seksualna. Po prostu wiemy, ze kobiet nie wolno klepać po pośladkach, bo to naruszenie intymności.
A przecież każde 3-letnie dziecko wie już, które miejsca są intymne. Jeśli nie - to zdecydowanie powinno się dowiedzieć, dla swojego własnego bezpieczeństwa.

Jeśli tata klepie dziecko po pupie (daje klapsa), czerwona lampka nie zaświeci się mu wcale, gdy to samo zrobi pan w sklepie, sąsiad, trener, ksiądz, starszy kolega, kuzyn. Przecież dorosłym tak wolno!

Gdy Superniania była emitowana obejrzałam tylko kilka odcinków. Odrzucało mnie od tego programu, gdyż prowadząca odnosiła się do dzieci z góry, rodziców nie traktowała poważnie, była apodyktyczna.

Karny jeżyk był metoda udowadnia, kto ma władzę. Tylko temu służył time-out - jeśli nie, to czemu dziecko nie mogło się uspokoić w dowolnym miejscu lub zasnąć?

Niemoralność tego typu programów uwidacznia fakt, który zdradza nam Anna Golus: rodzicom nie było wolno przerwać nagrywania programu, gdyż groziły za to zbyt wysokie kary finansowe. Prywatność dzieci, ich spokój stały się produktami oddanymi pod zastaw.

W swojej książce Autorka często odwołuje się do słów Janusza Korczaka, który uczył, ze "nie ma dzieci. Są ludzie".
Ludzie niepełnoletni, potrzebujący opieki i ochrony ze strony dorosłych, potrzebujący przywódcy, a nie pana i władcy. Przede wszystkim ci mali ludzie potrzebują życzliwości i miłości.

Dziękuję Aniu, za całą Twoją pracę i działalność na rzecz dobrego traktowania dzieci, za to, że nie ma dla Ciebie tematów tabu.